sobota, 17 listopada 2012

Imagine Austrialia, ks. II ~ wstęp.


Kiedy zgaśnie ostatnie światło, a na pierwszym planie nie pojawi się choćby iskierka nadziei należy sięgnąć głębiej. Odszukać tej duchowej latarni, która będzie w stanie rozświetlić największy mrok.

Ale, czy taka istnieje?

Czy mamy szansę odbudować zniszczone szczęście?
Czy zaufanie to tylko kwestia umowna?
Kim jest człowiek, który wystawia na próbę swą miłość?
Jak bardzo trzeba cierpieć, by zrozumieć sens uczucia?

W którą stronę iść, gdy staniemy na rozdrożu dróg?
Czy śmierć to wędrówka do lepszego życia?
Czy zakochanym uda się odnaleźć to, co stracili?

Czy Lily odzyska miłość, której potrzebuje, jak tlenu?
Co z Harrym? Między wyborem, jakiej ścieżki życiowej będzie musiał stanąć?

To wszystko już w II księdze historii Lily i Harry'ego.
HALY, Imagine Australia "Black rainbow" :)

~*~

Pomieszczenie, w którym się obudziłaś było bardzo dziwne. Ściany pokrywała śliska, lekko kremowa tapeta. Jedyne okno zasłonięte było ogromną firanką, a na stoliku obok łóżka stały dwie szklanki. Jedna napełniona po brzegi wodą, druga pusta. Odruchowo złapałaś się za brzuch, który w wyniku  poronienia znacznie się zmniejszył. Poleciały pierwsze łzy. Nie potrafiłaś uwierzyć w to, że zostałaś zupełnie sama. Straciłaś zarówno dziecko, jak i największą miłość swojego życia. Sytuacja mogłaby się wydawać beznadziejna. Dla Ciebie z pewnością wszystko straciło sens. Marzyłaś, aby to był tylko zły sen, jednak mijały kolejne minuty i nic się nie działo. Próbowałaś się podnieść, ale bezskutecznie. Dodatkowo twoje nogi były zapięte w pasy bezpieczeństwa. Zamarłaś. Nagle drzwi uchyliły się i do sali wszedł wysoki, przystojny mężczyzna. Miał dłuższe włosy, ubrany był w lekarki fartuch, a w dłoniach trzymał małą teczkę.

- Harry? - szepnęłaś, jakby zakazane było wymawianie jego imienia.

-  Pan Styles, panno Tanson. - odparł chłopak, a Twoja mina zrzedła. Nie mogłaś zrozumieć, co się tutaj dzieje. Właściwie to od momentu, w którym upadłaś na podłogę i wykręciłaś numer na pogotowie nie pamiętałaś niczego konkretnego. Poszczególne obrazy, przesiąknięte bólem, płaczem i tęsknotą.

- Harry, co ja tutaj robię? Dlaczego masz na sobie fartuch? - spytałaś ze łzami w oczach łapiąc się za klatkę piersiową.

- Panno Lilian, zabiła pani swoje dziecko. - odparł ze stoickim spokojem Harry, a w twoim gardle urosła ogromna gula.

- Kochanie, o czym Ty mówisz, odepnij mi te pasy. Nasza córeczka.. ja.. poroniłam, Harry. - próbowałaś wyjaśniać, ale chłopak był nieugięty.

- Przykro mi, pani Tanson, ale ojciec dziecka zeznał, że po porodzie było ono bite i maltretowane.

- Harry, jaki ojciec dziecka? Ty jesteś ojcem.. zwariowałeś, czy to jakiś kiepski żart?

- Proszę zwracać się do doktora Stylesa per pan, panno Lily. - głos szatynki w kręconych włosach przerwał waszą rozmowę.

- Danielle? Co Ty tutaj robisz? Możesz powiedzieć Harry'emu, że to jakaś pomyłka?

- Przykro mi Lilian, ale Darcy nie żyje. - oświadczyła dziewczyna, ale na jej twarzy nie było widać smutku, który rzekomo miała pokazać.

- Jaka Darcy? Ja chyba oszalałam.. albo z Wami jest coś nie tak. - szepnęłaś, a Twoja ręka zakryła twarz.

- Dokładnie. Dla odświeżenia pamięci powiem tyle, że znajdujemy się aktualnie w klinice leczenia psychiatrycznego. - mruknął pod nosem Harry i odnotował coś w swoim notesiku.

- Doktor Peazer zada Ci teraz kilka pytań, postaraj się na nie odpowiedzieć. - oznajmił Harry i powędrował w stronę wyjścia.

- Czekaj, nie idź! - krzyknęłaś, ale ogromny ból rozszedł się po twojej klatce piersiowej. Nie wiedziałaś, co może być tego przyczyną.Skuliłaś się lekko i wykrzywiłaś usta.

- Przepraszam, ale nie mogę utrzymywać z pacjentami głębszych kontaktów niż zawodowe. - odparł chłopak i zarzucił swoje loczki na lewą stronę.

- Pacjentów? A co z nami, Harry? Dlaczego odszedłeś? Dlaczego znów odchodzisz? Nie zostawiaj mnie. Nasza córeczka.. ona.. - szlochałaś cicho, ale Harry aka doktor Styles nie reagował na to w żaden emocjonalny sposób.

- Zabiła pani swoje dziecko. - szepnął i zatrzasnął za sobą drzwi, a Twoje dłonie pokryły się krwią.

Od autorki: Siemanko! :) Obiecałam, że wrócę i wracam. Ten krótki wstęp do drugiej księgi przygód Haly możecie potraktować jako taką zapowiedź. Rozdział pojawi się niedługo i wtedy wyjaśni się wiele spraw. Na razie pozostawiam Was z taką dziwną sytuacją i rozdarciem wewnętrznym, które przeżywa Lily. Hm, miło byłoby, gdybyście pokazali, że chcecie czytać ciąg dalszy. Wtedy będę miała większą motywację do pisania.  Dzięki wszystkim! :) Do następnego xx

niedziela, 30 września 2012

NOWE. "Different addictions". Rozdział 2. (DA)

Stałam właśnie w szatni, gdy zimne dłonie Louisa spoczęły na moim karku.

- Jesteś spięta. - szepnął naciskając mocniej, a ja wcale się nie opierałam. Jego opuszki palców delikatnie masowały moją szyję, zapach wody kolońskiej stopniowo docierał do moich nozdrzy, a nogi na dziesięciocentymetrowym obcasie były już lekko sine i obolałe. Po całej nocy za barem nie trudno o takie efekty. Dzięki uprzejmości Louisa, o ile mogę to tak nazwać, po kilku minutach poczułam znaczne odprężenie..

Podziękowałam mu buziakiem w policzek i przekręciłam kluczyk w swojej szafce. Nie miałam pojęcia, co o tym myśleć. Nie miałam pojęcia, czy gesty nowego pracownika mają jakieś głębsze znaczenie. Ponadto w mojej głowie nadal siedział lokaty piosenkarz. A żeby jeszcze nie było za mało to po powrocie do domu czekała mnie kolejna sprzeczka z ojcem. Wspaniałe życie, prawda?

Nagle do pomieszczenia wpadł Zayn i z przerażeniem oznajmił, że jego matka miała wypadek, co znaczyło tyle, iż natychmiast musi jechać do szpitala. Przytuliłam go na pożegnanie i zostałam sama.. z Louis'em. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Było już bardzo późno. Impreza urodzinowa Nick'a przedłużyła się o kilka godzin z racji tego, że ludzie świetnie się bawili. Od czasu do czasu zerkałam na Harry'ego z nadzieją, że odwzajemni spojrzenie, ale nic podobnego nie miało miejsca.

Teraz pozostało nam posprzątać bałagan, ogarnąć salę i spisać mini-sprawozdanie. Zwykle, gdy Malik miał jakieś ważne sprawy do załatwienia robiłam to sama. Dziwne było to, że przy Tomlinsonie czułam się na prawdę swobodnie. Znałam go przecież zaledwie jeden dzień.

- Przebiorę się i przyjdę - mruknęłam do Lou, który opuszczał szatnię. Skinął głową na znak zgody i zamknął za sobą drzwi. Opadłam na krzesło i przez kilka minut nie docierało do mnie nic. Dopiero po chwili usłyszałam, że ktoś naciska na klamkę.

- Louis, mówiłam, że zaraz przyjdę - fuknęłam zdenerwowana.

- Louis ? - głos chłopaka nie należał do mojego współpracownika. Podniosłam wzrok, a moje oczy napotkały parę seledynowych tęczówek i najpiękniejszy uśmiech na świecie.

- Mój kolega. - odparłam, nie wiedząc nawet dlaczego mu się tłumaczę. - Ale jakie to ma znaczenie?
 
Loczek podszedł bliżej.. i bliżej.. i bliżej zmniejszając odległość między naszymi ciałami do minimum.

- Co mówiłaś? - szepnął przejeżdżając kciukiem po moim policzku. Spuściłam wzrok, ale on uniósł mój podbródek nucąc cicho pod nosem jakąś piosenkę.

- Harry.. - próbowałam brzmieć  w miarę spokojnie.

- Melisa, to nie tak, że mieszam się w Twoje życie, ale te siniaki na rękach wcale nie wyglądają dobrze.

Ku mojej radości nie musiałam odpowiadać, bowiem do pomieszczenia przybiegł Louis oznajmiając, że mamy mało czasu. Nie pozostawało nic innego jak zabrać się do pracy. Nie mam pojęcia, gdzie podział się Styles. Wyszedł bez uprzedzenia, ale może to i lepiej..

Kiedy skończyliśmy było już nad ranem. Pierwsze promienie słońca przebijały się przez ciemne chmurki. Marzyłam tylko o tym by dotrzeć do domu bez żadnych kłopotów. Tommo opuścił lokal pierwszy, a ja jak zawsze zostałam by wszystko dobrze pozamykać. Skierowałam się na sąsiedni parking i rzuciłam torebkę na maskę auta w poszukiwaniu kluczyków.

- Kurwa - mruknęłam sama do siebie przerzucając przez palce kolejne drobiazgi. Portfel, tabletki, telefon. Wszystko tylko nie to, czego akurat potrzebowałam. Wtedy do moich uszu dotarł czyjś głos.
 
- Podwieźć Cię?

- Co tu robisz? Myślałam, że już dawno wyszedłeś. Dzięki, ale poradzę sobie. - odparłam szorstko, a na twarzy Harry'ego pojawił się smutek.

- Czekałem na Ciebie. Mel, jest szósta nad ranem, jest zimno, zaraz zacznie padać, a Ty nie możesz znaleźć klucza. - odpowiedział, a ja zaśmiałam się pod nosem. Był uroczy.

- Okej, umowa stoi. Ale prosto do domu. - mruknęłam zsiadając z maski mustanga.

Musieliśmy przespacerować się kawałek, bo Styles zostawił samochód na prywatnym parkingu. I wtedy zaczęło padać..

Miałam na sobie tylko tunikę z krótkim rękawem. Deszcz był co raz bardziej intensywny, a moje mokre włosy wołały o ratunek. Harry zatrzymał się, zdjął marynarkę i okrył nią moje ramiona.

- Nie trzeba.. - mruknęłam widząc jego zatroskaną twarz.

- Shhhh, zmarzłaś - jęknął loczek poprawiając przyklejone do mojego czoła kosmyki włosów.
_

Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi.

- Kiedy wróciłaś? -  tata brzmiał inaczej niz zwykle. Nie był pijany.

- Po szóstej.

- Śniadanie na dole, ja wychodzę do pracy. Mama dzwoniła..

- Po co? - krzyknęłam zrywając się z łóżka.

- Chciała.. - zaczął, ale przerwałam zdanie zatykając mu usta.

- Nie interesuje mnie ona. - odparłam nerwowo i opuściłam pokój.

Tata wyszedł, a ja zajęłam jedno z krzeseł kuchennych i powoli przeżuwałam ciepłe jeszcze tosty. W mojej głowie pojawił się skrót wszystkich wydarzeń, zaraz po tym jak zgodziłam się, aby Harry odwiózł mnie do domu. Długo rozmawialiśmy, wydawał się równie nieśmiały, jak ja. To było zaskakująco dziwne. Później próbował mnie.. pocałować. Z tego natłoku myśli wyrwała mnie wibrująca komórka.

Nieznany numer.

- Halo? - mruknęłam niezbyt chętna na rozmowę z nieznajomym.

- Lisa, tu Louis. Masz dzisiaj wolne.. szef.. - nie dokończył, bo wybuchnęłam dzikim śmiechem. Nie lubiłam mieć dni wolnych. Miałam wtedy zbyt dużo czasu na analizę swojego życia.

- Zabawne. - odparłam.

- Co w tym takiego? Max uważa, że powinnaś odpocząć. Jak wróciłaś do domu? Twój mustang stoi na parkingu..

- Harry mnie odwiózł.

- Ten nieodpowiedzialny dzieciak z burzą loków na głowie?

- Nie twój interes. - jęknęłam.

- Melisa, on jest.. - nie usłyszałam do końca słów Tomlinsona, bo z nerwów wcisnęłam czerwoną słuchawkę.

~

- Zayn? Zayn do cholery gdzie Ty trzymasz ten telefon? Nagrywam się piąty raz. Weź w końcu odezwij się, bo nie wiem co mam robić.

Po kilku minutach usłyszałam dzwonek do drzwi.

- Malik? - zdziwiło mnie jego przybycie.

- Przepraszam Melka, z mamą jest nie najlepiej. - szepnął wtulając się we mnie.

- Zani, spokojnie.. na pewno będzie dobrze. - próbowałam dodać mu otuchy. - Mów wszystko po kolei.

W ten oto sposób spędziliśmy ponad godzinę na przyjacielskiej wymianie spostrzeżeń. Mulat opowiedział mi całą historię oraz przebieg wypadku, ja wspomniałam trochę o Lou i Harrym. Zawsze mogłam na niego liczyć. Nigdy nie posiadałam prawdziwej przyjaciółki, a jeżeli w ogóle takowa pojawiała się na horyzoncie to równie prędko z niego znikała. Byłam dotychczas chodzącym nieszczęściem i wcale nie dziwne, że matka od nas odeszła.

Postanowiłam pojechać do klubu mimo, że Max dał mi dzisiaj dzień wolny. Tata pracował, a ja nie planowałam spędzić całego dnia przed telewizorem. No i skrycie marzyłam o tym, by znów spotkać lokatego piosenkarza. Nie wiedziałam, czy są na to jakieś szanse, ale podobno nadzieja umiera ostatnia.

Wciągnęłam na tyłek legginsy, założyłam jakiś top, ramoneskę i odpowiedni buty i byłam gotowa do wyjścia. Mój samochód znajdował się nadal na parkingu, więc na całe szczęście mogłam zabrać się z Malikiem.

Gdy dojechaliśmy na miejsce w lokalu znajdowało się zaledwie kilka osób. Był to jeden z tych dni, kiedy ruch nie wzrasta z prędkością światła. Louis od razu nas zauważył i odkładając kufel na swoje miejsce wyszedł nam naprzeciw.

- Melisa musimy porozmawiać. - odparł bez jakiegokolwiek przywitania.

- Nie wtrącaj się. - odburknęłam i wyminęłam go ogromnym łukiem.

Malik tylko poruszył ramionami i nic się nie odezwał. Był wykończony sytuacją matki, dlatego nie chciałam obciążać go jeszcze swoimi problemami. Zajęłam jeden z hokerów podczas, gdy Zani stanął za barem.

- A temu o co chodzi ? - spytał widząc jak Tomlinson posyła mi dziwne spojrzenie.

- Nie wiem - skłamałam wystukując palcami rytm piosenki śpiewanej poprzedniego wieczora przez Stylesa.

- Ej znam to! - krzyknął uradowany Malik przytrzymując moja dłoń. - Ten przyjaciel Nick'a to śpiewał, prawda?

- Um, możliwe. - ponownie skłamałam udając niezainteresowana lokatym przystojniakiem.

- Melisa widzę, że coś jest na rzeczy. - oznajmił, ale po chwili jego usta otworzyły się, a oczy nie mogły uwierzyć w to co widzą.

- O co chodzi? Malik? Dlaczego tak patrzysz? - jęknęłam z przerażeniem, ale po chwili poczułam na swoim ramieniu czyjąś rękę.

Odwróciłam głowę, a moje źrenice zarejestrowały dobrze znaną mi postać. Wyglądał cudownie. Jasne, nienagannie wyprasowane spodnie, biała koszula i marynarka. Ideał. Przywitał mnie buziakiem w policzek, co sprawiło, że okrutnie się zawstydziłam. Mój przyjaciel widząc zamieszanie zniknął z pola widzenia. Jedynie w drugim kącie baru krzątał się podirytowany Louis.

- Miałem nadzieję, że Cię tu znajdę. - odezwał się, a ja poczułam stado motyli.

- Miło z Twojej strony. - szepnęłam i wskazałam mu, aby zajął miejsce obok.

Zamówiliśmy po drinku, a rozmowa toczyła się sama. Wszystko było by w porządku, gdyby nie wszędobylski Lou. Powoli zaczynał mnie denerwować.

- Przepraszam za wczoraj, to nie tak, że tylko chciałem Cię pocałować..  - zaczął Harry, a ja przyjęłam postawę obronną. - To znaczy chciałem, ale... nie tylko o to mi chodziło.

Chłopak nieco się zmieszał, ale wyczułam, że ma naprawdę dobre intencje.

- W porządku Harry, jest okej. - oświadczyłam z uśmiechem prosząc Zayn'a o kolejnego drinka.

Nagle ku mojemu zaskoczeniu pojawił się przed nami Tomlinson Zerknął na Stylesa z okropną pogardą, po czym zwrócił się się do mnie:

- Max mówił, że masz brać się do pracy.

- O czym ty mówisz Louis? Sam mówiłeś, że mam dziś wolne.. - odpowiedziałam w miarę spokojnie nie dając się wyprowadzić z równowagi.

- Mała zmiana księżniczko. - odszczekał nowy, a ja zauważyłam, że Styles lustruje go piorunującym wzrokiem zaciskając ze złości pięść.

- Jakiś problem? Melisa chyba jasno powiedziała, że ma dziś wolne. - wtrącił się do rozmowy mimo, że go o to nie prosiłam. Uznałam, że nawet w tak konfliktowej sytuacji jest słodki.

- Może pochwalisz się jej... - krzyknął Louis popychając Harry'ego.

- Zamknij się. - odburknął mój towarzysz i pociągnął mnie za rękę w stronę wyjścia.

Całemu zdarzeniu przyglądał się Malik. Był równie zmieszany, jak ja. Nie miałam pojęcia o co chodzi i czym miał mi się pochwalić Harry, ale miałam zamiar rozwiązać tę dziwną zagadkę.

niedziela, 23 września 2012

NOWE. "Different addictions". Rozdział 1. (DA)

Prędko dobiegłam do mojego mustanga, który znajdował się na sąsiednim parkingu. Przekręciłam kluczyk w stacyjce i wyruszyłam w stronę domu. Tak bardzo nie chciałam wracać, ale miałam nadzieję, że uda mi się przemknąć do pokoju niezauważoną.

Zdjęłam buty już na schodkach i z ogromną delikatnością nacisnęłam na klamkę od drzwi frontowych. Było przed trzecią w nocy, a ja nie potrzebowałam kłótni tylko odrobiny odpoczynku. W korytarzu panował półmrok, a z sąsiedniego pokoju dobiegały dźwięki telewizora. W całym domu unosił się dobrze znany mi zapach. Zapach dymu tytoniowego przesączony gorzkim alkoholem i nutką nienawiści.

Stąpałam cicho, by go nie zbudzić. Z każdym krokiem modliłam się, by być bliżej białych schodów prowadzących na piętro.

- Lisa to Ty? - jego głos był ochrypły, ale nie sygnalizował żadnej katastrofy. Przeklęłam w duchu swoją naiwność i zgarniając po drodze butelkę wody mineralnej skierowałam się do pokoju.

- Tak tato, to ja - odparłam z nadzieją, że da mi spokój. Podałam mu butelkę wody, która wytrącona wylądowała na mojej bosej stopie. Syknęłam z bólu.

- O której to się wraca do domu? - krzyknął, a do moich oczu napłynęły łzy. Znów stał się tym człowiekiem, którego nienawidziłam.

- Pracowałam. - oznajmiłam krótko i odwróciłam się na pięcie, ale on w ostatnim momencie złapał mój nadgarstek.

- Nie puszczaj się tak jak twoja matka - syknął przez zęby i opadł na fotel nie zważając na to jak bardzo ranią mnie jego słowa. Właściwie z pewnością było mu to obojętne. Dla niego liczyło się tylko jedno. Ja byłam jedynie niepotrzebnym dodatkiem do jego niesamowitej egzystencji. Matka odeszła od nas, gdy miałam kilka lat. Nawet jej nie pamiętam. Jedyne, co przypomina mi o jej istnieniu to świąteczne kartki z podpisem 'mama'. Jak okropnym człowiekiem trzeba być żeby zostawić własne dziecko? Nigdy nie mogłam tego pojąć.

Gdy dotarłam do pokoju nie w głowie mi było brać prysznic czy przebierać się. Przejrzałam tylko telefon, odpisałam na kilka sms-ów i opadłam na poduszki, by w końcu odespać wszystkie wrażenia. 

Następnego dnia obudziłam się z ogromnym bólem głowy. Gdyby nie to, że dziś był przełom w klubie zadzwoniłabym do Maxa z prośbą o dzień wolny. Niestety obiecałam Malikowi, że go nie zostawię samego i musiałam dotrzymać słowa. Połknęłam dwie aspiryny, wzięłam prysznic i udałam się na śniadanie. Parter naszego mieszkania przypominał mini-burdel, wszędzie butelki, puszki, popielniczki, a nawet ubrania. Miałam tego dość. Ojciec spał wśród tego wszystkiego próbując wytrzeźwieć, a ja ledwo powstrzymywałam ból żołądka. Otworzyłam na oścież okno, by trochę świeżego powietrza wleciało do mieszkania. Ogarnęłam z grubsza bałagan i przygotowałam dwie porcje śniadania. Właściwie była to już pora obiadowa. Z letargu myśli wyrwał mnie telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Zayna w czapce kosmonauty, które zrobiłam mu jakiś czas temu podczas naszej małej wyprawy do parku rozrywki. Wybuchnęłam śmiechem i odebrałam połączenie.

- Melisa, jest sprawa. - zaczął Malik, a ja nie przeczuwałam niczego dobrego. - Musimy być dzisiaj w klubie wcześniej, Max ma dla nas jakieś informacje, czuję, że coś jest na rzeczy.

- Okej, rozumiem. Wcześniej to znaczy o której? - odpowiedziałam popijając kolejny łyk kawy.

- Sądzę, że tak dwie godziny przed rozpoczęciem -  mruknął do telefonu z niechęcią, bo to oznaczało, że lada chwila i trzeba się zbierać.

- Lisa, chodź tu. Lisa z kim rozmawiasz, odłóż ten pieprzony telefon! - głos ojca uniemożliwił ma dalszą rozmowę z Zanim.

- Mel, wszystko okej? - mruknął Malik słysząc mój zmieszany ton. - Mel, mam przyjechać?

- Nie Zayn, wszystko pod kontrolą, na prawdę. Poradzę sobie. Do zobaczenia za godzinę. - odparłam i nie czekając na odpowiedź odłożyłam telefon.

Weszłam do salonu, który połączony był z jadalnią. Ojciec przeskakiwał po kanałach popijając wodę z cytryną. Spojrzałam na niego z pogardą, politowaniem, a potem z ogromną złością. Niszczył siebie, ale zarazem mnie. Niszczył wszystko, co dotychczas zbudował. Dawniej taki nie był.

- Czego chcesz? - jęknęłam, bo jedyne o czym pragnęłam to to, by być dla niego niewidzialną
.
- Jak Ty do mnie mówisz gówniaro? - odpowiedział pytaniem na pytanie, a moje oczy wypełniły łzy. Nie czekałam na dalszy rozwój wydarzeń, trzasnęłam drzwiami i ruszyłam do sypialni po swoje rzeczy. Mimo, że miałam jeszcze prawie czterdzieści minut do umówionego spotkania postanowiłam wyjść już teraz. Kiedy byłam poza domem wszystko było lepsze. Nie oznajmiając mu nawet, że wychodzę opuściłam moją dzielnicę.

Część myśli zaprzątała mi sprawa z ojcem, jednak reszta należała do mojego wybawiciela. Nie mogłam przestać myśleć o chłopaku z burzą loków na głowie. W głębi serca marzyłam, aby móc go jeszcze zobaczyć i podziękować. Nie wiem, co mogłoby się zdarzyć gdyby nie jego pomoc. Tamci faceci byli mocno wstawieni i nawet gdybym się opierała nic by to nie dało, a wręcz przeciwnie mogłoby tylko pogorszyć moją sytuację.

Dotarłam do lokalu szybciej niż zwykle. Może to te emocje sprawiły, że naciskałam pedał gazu mocniej niż dotychczas. Nie ważne. Z racji tego, że do przybycia Zayna pozostało jakieś dwadzieścia minut postanowiłam przebrać się i odpowiednio umalować. Rozstawiłam wszystkie krzesła i przygotowałam bar na dzisiejszy wieczór. Zastanawiałam się po co Max ściągnął nas tam tak prędko.

- Długo tu jesteś ? - Zayn brzmiał bardzo dziwnie, aż zadrżały mi dłonie.

- Dlaczego tak bardzo się denerwujesz? Coś się stało? - odparłam widząc jego wyraz twarzy. Nie zdążył mi odpowiedzieć, bo do pomieszczenia wszedł nasz szef, a za nim jakiś przystojny, ale dość młody chłopak.

- Witajcie, mam dla Was niespodziankę. Dzisiaj mamy ważny wieczór, prywatna impreza, na której pojawi się ktoś z show- biznesu. Uznałem, że przyda wam się pomoc. To jest Louis - wskazał na chłopaka, a moje źrenice rozszerzył się na myśl o pracy z tym słodziakiem.

- Miło mi, jestem Mel, a to Zayn - podałam mu rękę uśmiechając się szczerze.

- Mam nadzieję, że złapiecie dobry kontakt. Wszystko inne pozostaje bez zmian. Wierzę w was. - kontynuował, ale ja nie mogłam przestać wpatrywać się w błękit tęczówek Louisa. - A i jeszcze jedno, plan imprezy jest na zapleczu, ogarnijcie to, bo jest trochę do zrobienia.

Max opuścił lokal, a chłopcy udali się do szatni. Oparłam głowę o szybę i próbowałam odeprzeć atak bombardujących mnie myśli. Myśli o tym, czy Loczek pojawi się dzisiejszego wieczoru, czy też nie..

~*~

Było dokładnie dwadzieścia po ósmej, gdy zaczęli się schodzić pierwsi goście. Ekscytacja sięgała zenitu, gdy zobaczyłam przy drzwiach jedną z popularnych piosenkarek trzymającą za rękę Drake'a. Nie mogłam uwierzyć, dlaczego takie sławy wybrały najzwyklejszy klub w całym Londynie, a dokładniej na jego obrzeżach. Cóż, pozostawało się tylko cieszyć. Z ogromną radością oznajmiłam to mojej ekipie. Lou i Zayn byli równie zdziwieni jak ja. Podczas, gdy Malik witał gości ja próbowałam nawiązać jakiś dobry kontakt z nowym współpracownikiem.

- Mieszkasz w Londynie? - uznałam, że to będzie najbardziej neutralne pytanie.

- Uczę się i pracuję - odparł Louis przecierając ściereczką kolejną szklankę. - A Ty?

- Mieszkam, nie mam czasu na szkołę, bo muszę pracować.. - mruknęłam, dziwiąc się, że komukolwiek to mówię. Jedyną osobą, która znała moją historię był Zayn. Lou spojrzał na mnie przenikliwie, ale nie pytał, co jest tego powodem, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.

- Masz chłopaka? - szepnął, próbując być dyskretnym. Nie byłam na niego zła o taką bezpośredniość.
 
- Nie szukam - odparłam mijając się z prawdą, bo w rzeczywistości pragnęłam, by ktoś się o mnie troszczył i martwił, by kogoś obchodziło, czy jestem szczęśliwa..

- Nie potrafisz kłamać. - odparł, a ja wybuchnęłam śmiechem. - Mel, jesteś świetną dziewczyną, na sto procent kogoś znajdziesz.

Uznałam to za komplement i podziękowałam nowemu koledze uśmiechając się najszczerzej na świecie. Był okropnie miły, a momentami miałam wrażenie, że mnie podrywa.

Wybiło piętnaście po dziewiątej, gdy sala była wypełniona ludźmi. Na małej scenie stanął Nick Grimshaw z radia BBC i podziękował wszystkim za przybycie. Zdałam sobie sprawę, że to na prawdę ważny wieczór.

- Słuchajcie kochani, zaprosiłem Was tutaj z kilku powodów. Pierwszy z nich to podziękowanie za wspaniałą niespodziankę urodzinową. Jesteście najwspanialszymi ludźmi na świecie.. - prowadził swój wywód, ale ja nie mogłam dłużej słuchać, bo szereg zamówień rósł z każdą minutą. Zabrałam się do pracy.

- O właśnie, piękna istotko z baru, mogłabyś załatwić nam drugi mikrofon? - jego głos rozszedł się po całym pomieszczeniu, a ja dopiero po chwili zrozumiałam, że zwrócił się do mnie. Moje policzki przybrały różową barwę, bowiem wpatrywało się we mnie ponad trzydzieści par oczu. Skinęłam głową na znak zgody i zniknęłam na zapleczu w poszukiwaniu sprzętu. Moja kusa sukienka opasana różowym fartuszkiem przykuła uwagę wszystkich zebranych. Max nigdy nie mówił nam, co mamy ubierać. Poza tym byłam jedyną dziewczyną w załodze, więc nie dotyczyły mnie żadne ograniczenia. Podałam mikrofon mężczyźnie i wróciłam na swoje miejsce obserwując jak ciekawe życie mają sławni ludzie.

- Lisa, nie myśl tyle, jest problem, tamta kobieta mówi, że zama.. - głos Zayna w ogóle nie docierał do moich uszu. - Lisa, idź tam.

Wyrwałam się z zamyślenia i podążyłam do wysokiej, ale dziwnie zbudowanej kobiety w celu rozwiązania jakiegoś konfliktu, ale wtedy Nick ogłosił jakiś występ. Prędko wyjaśniłam sprawę i przeprosiłam za nieporozumienie. Właściwie, było mi wszystko jedno.

Spojrzałam na scenę, ale nic nie przykuło mojej uwagi. Ktoś montował sprzęt, a siedzący obok starszy mężczyzna przygrywał cicho na gitarze. Dopiero po chwili moje bębenki podrażnił znany mi już głos. Niestety nie mogłam ujrzeć twarzy wykonawcy, bo ludzie wstali z miejsc i tym samym zasłonili cały widok. Zdenerwowałam się nieco, ale opadłam na hokera i wsłuchiwałam się w słowa chłopaka.

Circles, we’re going in circles
Dizzie’s all it makes us
We know where it takes us
We’ve been before
Closer, maybe looking closer
There’s more to discover

Find out what went wrong
without blaming each other
...


Rozkoszowałam się piosenką do samego końca, a raczej do momentu w którym Louis poprosił mnie, abym zaniosła z nim kilka tac do stolika solenizanta. Nie mogłam odmówić. Wzięłam, więc zamówienie i wyruszyłam przed siebie. Tommo stał, a ja podawałam napoje.

- Tequilla? - szepnęłam, a chłopak z niesamowicie zielonymi tęczówkami, tak samo pięknymi jak poprzedniej nocy podniósł rękę w górę. Nasze spojrzenia spotkały się, a szklanka z trunkiem spadła i roztrzaskała się na oczach wszystkich gości. Czułam się jak kretynka. Louis pospieszył mi z pomocą i zbierając szkło pociągnął w stronę zaplecza.

- Co jest z tobą? - jęknął szukając odpowiedniego mopa.

- Nic. - skwitowałam krótko, opierając się o zimną ścianę. - Daj, ja pościeram. - wyrwałam mu rzeczy z ręki i pospieszyłam do głównej sali.
_

-Przepraszam za zamieszanie - próbowałam się jakoś wytłumaczyć, ale im to było chyba obojętne. Szybko posprzątałam po sobie i już miałam odchodzić, gdy lokaty podszedł bliżej i wypowiedział moje imię.

- Skąd wiesz jak się nazywam? -szepnęłam nie przestając rozkoszować się jego spojrzeniem.
 
- Plakietka Melisa, twoja plakietka - odparł z uśmiechem.

- Przepraszam, mam mętlik w głowie. Nie zdążyłam Ci wczoraj podziękować, a więc.. - przerwał mi kładąc palec na moich ustach.

- shhh malutka, jest okej. Zawsze do usług - dodał po chwili, a moje serce napuchło do rozmiaru XXXXL - jestem Harry.

- Miło mi Cię poznać, Harry. - odpowiedziałam i skierowałam się w stronę baru pozostawiając go na środku sali. Pobiegł za mną i chwycił mój nadgarstek. Zabolało.

- Dlaczego masz tak posiniaczone ręce? - mruknął widząc, jak syczę z bólu.

- Uderzyłam się. - skłamałam.

- Melisa.. - zaczął, ale mu przerwałam wyjaśniając, że go to wcale nie dotyczy. Resztę wieczoru spędziłam za barem obserwując jak świetnie bawi się ze swymi znajomymi lub przysłuchując się wykonaniom jego piosenek. 

Był jak ideał, niesamowity, perfekcyjny, cudowny i nieosiągalny.

Od autorki: Jest sprawa! Jeżeli chcecie być informowani o rozdziałach na tym blogu napiszcie pod tym rozdziałem swój nick z tt, będzie mi łatwiej. Dzięki .x

środa, 12 września 2012

NOWE. "Different addictions". Prolog. (DA)

Od autorki: Cześć! :) Wiem, że z pewnością większość Was oczekiwała dalszych losów Haly :) ale chcę zaprezentować Wam inną historię. Oczywiście hetero, podkreślam od razu, aby nie było nieporozumień. Mam nadzieję, że spodoba się i będziecie stałymi czytelniczkami. Co do HALY - nie zrezygnowałam, po prostu na razie nie mam czasu. Być może kiedyś ;') Miłego czytania! :)

_

Miłość jest jak uzależnienie, a przecież każde uzależnienie kończy się odwykiem. 

Odwyk to ból. Ból to miłość?

Staczając się na samo dno dotykamy tego, co przenika nasze serca.

Każdego dnia nałóg niszczy człowieka. Zaburza jego prawidłowe myślenie oraz zamyka jego świat powodując, że on sam traci najważniejsze wartości w życiu. 

Jednym słowem: ogranicza. 

...jednak uzależnienie to nie zawsze coś złego.

~*~

- Mel, to do jutra? - krzyknął Zayn zarzucając na swoje plecy skórzaną kurtkę. Jego karnacja w połączeniu z nieziemsko czekoladowymi tęczówkami wywoływała okrutnie piorunujący efekt.  Malik bez wątpienia miał spore powodzenie u dziewcząt, jednak nie zauważyłam, aby kiedykolwiek z tego korzystał. Może powodem tej życiowej pustki był brak czasu. Może istniał szereg innych spraw, które posiadały ważniejsze priorytety niż.. miłość.

- Uhm, jasne - odparłam pod nosem nie przestając wycierać podłogi. Zostało mi jeszcze do posprzątania pół sali i mini-scena, na której występowali najczęściej zaproszeni do nas goście. Nie zdarzało się to często, bowiem miejsce, w którym znajdował się klub było totalnym odludziem. I to dosłownie.

- Dasz sobie radę? - głos bruneta dotarł do moich uszu z prędkością światła. - Glupio mi, że cię dziś tak zostawiam Lisa.

- Zani, wyluzuj. To przecież nie pierwszy raz, gdy ogarniam to wszystko i wychodzę ostatnia. Leć, bo się spóźnisz! - oznajmiłam zgodnie z prawdą dodając do tego lekki uśmiech, który miał być zapewnieniem, że wszystko na sto procent jest w porządku. Ale właściwie to nie było.

Mój współpracownik zniknął za szklanymi drzwiami, a ja ze zmęczenia opadłam na kafelki.  Podłoga wyłożona w czarno-białą szachownicę była bardzo gustowna. Nad miejscem do występów wisiała kryształowa kula,  a w mojej głowie wirowało setki myśli. Jedną z nich było to, aby nie wracać prędko do domu..

Kiedy skończyłam było już grubo po drugiej w nocy, moje powieki z ledwością utrzymywały się jeszcze w górze, resztki tuszu zbyt mocno obciążały moje rzęsy, a policzki piekły mnie w tak dziwny sposób, że nie umiem tego wyjaśnić. Jedyne o czym marzyłam to rzucić się na miękkie łóżko i po prostu odespać ten długi wieczór.

Odwróciłam tabliczkę z napisem 'otwarte' na drugą stronę, pogasiłam światła i przekręciłam kilka razy klucz dopisując specjalny kod. Max - nasz szef zaopatrzył się w najnowsze gadżety bezpieczeństwa. Nie wnikałam w to.

- Ej lala, dokąd to? - głośny, ale bardzo czuły głos podrażnił moje bębenki. Przez moment analizowałam sytuację zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić. Odwróciłam się na pięcie i ujrzałam pod jedną ze ścian kilku mężczyzn, raczej młodych, pewnie w moim przedziale wiekowym. Trzymali w dłoniach puszki po piwie. Jeden mocno zaciągał się jakimś papierosem lub jointem. Nie widziałam dokładnie ich twarzy, bo stojąca kilka metrów dalej latarnia przepaliła się zeszłej nocy. Jedyne, co rozświetlało mrok to księżyc. Dziś była pełnia.

- Lala, nie bój się - dodał jeden z nich, gdy posłałam im pełne współczucia spojrzenie. Nie mam pojęcia, czy ich odurzone umysły działały racjonalnie. Sądzę, że nie, ale jakie to ma znaczenie? Poprawiłam krótką miniówę i ruszyłam przed siebie. Uliczka była ciasna, pełna różnego rodzaju śmieci i odpadów. Zapach, który unosił się w tej części miasta również nie był przyjemny.

- Słyszysz, co mówił kolega? - spytał inny z nich zbliżając się do mnie na niezbyt bezpieczną odległość. Poczułam się zagrożona i w tym momencie powinnam brać nogi za pas i zwiewać, ale kiedy do moich nozdrzy dotarł zapach perfum tego chłopaka poczułam ogromną blokadę. W dodatku ujrzałam jego potargane przez wiatr loki, a moje serce jakby się zatrzymało. Ale tylko po to, by za kilka sekund wzmóc swój rytm..

- Uciekaj - szepnął mi prawie do ucha, udając przed kolegami, że mnie obściskuje. - Uciekaj na trzy. Spojrzałam w jego oczy, były takie szczere. Nie wiem dlaczego, ale nie mogłam oderwać od nich wzroku.  I gdy z ust nieznajomego wypadła cyfra 'trzy' musiałam pożegnać się z tym, co wydawało się być choć przez moment szalenie prawdziwe.

- Wasza @natsdirection  :)

środa, 22 sierpnia 2012

Imagine Australia 26/26 ♥ THE END.

SIEMA DIRECTIONERS.

- być może już po raz ostatni. Przeczytajcie to, co zawarłam pod rozdziałem. :)


Rozdział 26. Koniec części pierwszej.

Ostatnimi czasy wszystko w twoim życiu działo się niesamowicie szybko. Nie nadążałaś. Na prawdę nie nadążałaś. Najpierw rzekoma śmierć rodziców, potem ta próba samobójcza, ciąża, a teraz.. 

Teraz delikatne promienie słońca rozświetlały całą sypialnię. Było wcześnie rano, ale nie mogłaś dłużej spać. Obudził Cię dochodzący do Twoich nozdrzy zapach perfum. Dobrze znanych Ci perfum. Nie mogłaś uwierzyć, że obok łóżka siedzi kobieta, która przecież zginęła. Kobieta, która odeszła z tego świata. Kobieta, którą mogłaś nazwać matką.

"Mama?" - szepnęłaś ponownie nie wypuszczając jej ręki. "Mamo, co Ty tu robisz?" - dodałaś po chwili zdając sobie sprawę, że to nie jest sen. W innym przypadku należałoby pomyśleć o jakimś leczeniu lub chociaż wizycie u psychologa. Kobieta milczała wpatrując się w Ciebie z zatroskaniem. Z jej oczu biło ogromne ciepło. Ciepło, którego brakowało przez ostatnie dni bardziej niż kiedykolwiek. Ponowiłaś pytanie, a drzwi od pokoju uchyliły się po raz kolejny. Wsparłaś się na łokciach i ujrzałaś sylwetkę swojego taty. Stał przed Tobą, cały i zdrowy. Żył. Powoli zaczynało docierać do Ciebie to, że rodzice nie umarli. Ale.. ale jak to?

"Co wy.. jak to? Przecież.. " - mruczałaś bezsensu pod nosem, aż do momentu, gdy ojciec podszedł i przytulił Cię z całych sił. "Powiedzcie coś w końcu, bo zwariuję!" - krzyknęłaś, czując zimną dłonie na swoich policzkach. "Lilian, mieliśmy wypadek. Mama nie żyje" - jęknął mężczyzna kuląc się u boku twojego łóżka. Nie wiedziałaś o czym on mówi. Przecież mama siedziała właśnie obok, przecież trzymała twoją dłoń i .. przecież przecież to czułaś! "Tata, Tatuś.. mama jest obok, spójrz" - odparłaś zdezorientowana, ale jego twarz nie zmieniła swego wyrazu. Potarł tylko ręką czoło próbując wymusić uśmiech usiadł na skraju materaca. "Lilian to nie jest Twoja matka" - odparł krótko, a twój świat zawalił się ponownie. Ponownie czułaś jak serce podchodzi Ci do gardła, jak wszelkie organy zatrzymują swoją pracę, jak obumierasz od środka. Najpierw jak cisza przed burzą. Spokój wywołany szokiem. Po chwili totalny wybuch. Zanosiłaś się płaczem, a kobieta nadal gładziła twoją dłoń. Do sypialni wpadł Harry. Marzyłaś o jego objęciach, marzyłaś o tym by stale był przy Tobie. Musiałaś przejść przez to piekło jeszcze raz. Usiadł obok Ciebie i przywarł ustami do czoła. "Lily, wysłuchaj go. To na prawdę ważne" - szepnął Ci do ucha, a ty w geście zgody skinęłaś głową. Tata zaczął mówić: " Wracaliśmy z gali rozdania nagród, taka tam impreza firmowa. Mama uparła się że będzie kierować. Ja piłem. Jechaliśmy właśnie przez skrzyżowanie, gdy nagle nie wiadomo skąd uderzyła w nas ciężarówka.. Lilian.. ona zginęła na miejscu, rozumiesz? To miałem być ja.. " - jego głos się załamał, a Ty nie potrafiłaś wydobyć z siebie żadnych słów. Harry musnął jego ramię dając do wiadomości, że was wspiera. Jest cudowny, zawsze był. " Żartujesz sobie? To kim ona jest ?" - spytałaś w szaleńczym zdenerwowaniu wskazując na kobietę, która siedziała kilkadziesiąt centymetrów dalej. "To Cindy, siostra bliźniaczka Twojej matki" - oznajmił, a Ty przeżyłaś kolejny szok tego poranka.

Dzień mijał nieubłaganie szybko, a Ty nadal nie wychodziłaś z łóżka. Za wiele emocji jak na jeden raz. Nadal nie mogłaś pogodzić się z tym, że mama nie żyje. Mimo, iż można było odnaleźć tu jedną dobrą wiadomość - tata nie zginął. Cindy była identyczna, co powodowało, że czułaś się okropnie. Miewałaś momenty, gdy zwracałaś się do niej 'mamo'. Nie była zła, była po prostu inna, a jednak taka sama. Hazza towarzyszył Ci przez cały dzień. Od samego rana aż do późnego wieczora, gdy zamknęłaś oczy oddając się błogim snom. Snom o mamie..

MIJAŁY KOLEJNE TYGODNIE.

Wróciliście do Anglii, czułaś się już lepiej. Tata zamieszkał z Cindy. Totalnie go nie rozumiałaś, bo przecież życie z kobietą, która szaleńczo przypomina coś co odeszło musi być bolesne, ale postanowiłaś nie ingerować. Ciocia Cindy okazała się całkiem miłą osobą. Zaadoptowała Katy i wraz z ojcem mogli zacząć ją wychowywać. Spadł z Ciebie ciężar opieki nad kilkuletnią siostrą mimo, iż początkowo nie chciałaś się na to zgodzić. Harry musiał wyrzucić swoje papiery adopcyjne, jednak to nic, bo przecież oczekiwaliście dziecka. Twój brzuszek znacznie się powiększył, a Harreh spędzał całe godziny na tuleniu się do niego i szeptania: "cześć, tu twój tatuś, kocham cię". Zawsze wywoływał uśmiech na twojej bladej, ale już powracającej do normalności twarzy. Mogłoby się zdawać, że wszystko wraca do normy, że jest lepiej niż wcześniej. Mogłoby..

Harry rozpoczynał właśnie trasę. Obawiałaś się, że możecie się mało widywać, ale rozumiałaś to, bo przecież managerowie nie zgodziliby się na kolejny urlop. Byle do porodu.. później z pewnością dalibyście radę. Styles bywał co raz rzadziej w domu, przyjeżdżał zmęczony, okazywał Ci co raz mniej czułości. Tłumaczyłaś wszystko przez stres, przepracowanie, ale tak na prawdę każdy medal ma dwie strony. I najgorsze, że miałaś tego świadomość.

Z pozoru zwykły nic nie znaczący dzień, który miał przerodzić się w istne piekło. Siedziałaś na kanapie oglądając program o wychowywaniu dzieci. Ogromna paczka chipsów kukurydzianych zajmowała pół podłogi. "Lily, musimy porozmawiać." - usłyszałaś za plecami głos loczka. Odwróciłaś głowę i szepnęłaś z pełną buzią: "Już, wróciłeś? Nie za szybko?". Chłopak tylko pokiwał ręką i usiadł obok Ciebie. Nie przypominał juz tego Harry'ego w którym się zakochałaś, nie był szczęśliwy. Momentami zastanawiałaś się, czy jest coś nie tak z Tobą, czy może przeraża go wizja dziecka? Poczułaś dziwny skurcz, ale zignorowałaś to, bo ważniejsze właśnie miało się wydarzyć. "Lilian, odchodzę. Nie pytaj dlaczego. Nie mogę Ci powiedzieć. Tak będzie lepiej. Dla Ciebie, dla dziecka.. Dla Was. Przepraszam. " - oświadczył chrapliwie i zniknął zabierając z przedpokoju przygotowaną juz wcześniej walizkę. Zniknął.

Przez pierwsze minuty zastanawiałaś się, co się stało. Czy on właśnie Cię zostawił? Dopiero, gdy prawda dotarła do wnętrza poczułaś jak słone łzy spływają po rozgrzanych policzkach.

Wstałaś z sofy przesuwając mały, ale ciężki stolik. Poczułaś ogromny ból i zwinęłaś się w kłębek. W domu nikogo nie było. Byłaś sama, a z dzieckiem działo się chyba coś złego.
Opadłaś na podłogę ostatkami sił wykręcając numer na pogotowie.
_

Po otwarciu oczu zdałaś sobie sprawę, że jesteś w szpitalu. Złapałaś się za brzuch. Obok siedziała Danielle wraz z Liamem. Lekarz otworzył jakiś dziwny notes i usłyszałaś tylko krótkie: "Przykro nam, poronienie". Brzmiało to co najmniej jak jakaś formułka. "Koniec.. to koniec." - pomyślałaś.

Zakończenie:

Życie nie zawsze daje nam to, co chcemy. Nasze marzenia nie zawsze spełniają się, a przynajmniej nie wtedy, gdy tego pragniemy. Życie uczy nas, aby nigdy się nie poddawać i dążyć do ratowania się nawet w najgorszej sytuacji. Ale czy jest, co ratować, gdy odejdą od Ciebie dwie najbliższe osoby? Czy ludzka egzystencja, aby na pewno ma sens? Dlaczego człowiek zostaje wystawiany na tyle prób,a ostatecznie i tak nie otrzymuje nagrody za swoją wytrwałość w cierpieniach? Kim jest ten, kto dyktuje nam co mamy robić? 

"Jest taka miłość, która nie umiera nigdy,
nawet gdy kochankowie od siebie odejdą "

bez happy end'u.

OD AUTORKI: PROSZĘ PRZECZYTAJCIE. Chcę Wam na początku okropnie podziękować za te wszystkie chwile spędzone z moim opowiadaniem. Wiem, że dzieliliście z Lily radości i smutki, płacz i euforię.. załamania, szczęście i wszystko,co tylko tu się działo. Wiem. I za to również dziękuje. Dziękuje za niesamowitą liczbę wyświetleń i komentarzy. DZIEKUJE każdej osobie, która poświęciła choć minutę na napisanie tu jakiegokolwiek komentarza. DZIEKUJE tym, którzy pisali o wiele dłuższe, rozbudowane opinie. DZIEKUJE! :) Wiem, że nie spodziewaliście się tego. Mi jest ciężko rozstawać się z tym blogiem, tą historią, bowiem to pierwsza opowieść o 1D jaką zaczęłam pisać. Aczkolwiek jak już mówiłam: wszystko zależy od Was. Teoretycznie historia jest zakończona, ale tylko teoretycznie.. Marzę, aby każda osoba, która spędziła na czytaniu tego bloga choć 30 sekund napisała pod tym rozdziałem chociaż krótkie 'dziękuje'. Na prawdę byłoby mi miło zobaczyć, że to dla Was coś znaczyło. Przepraszam, piszę już bez sensu. Mam ciekawy pomysł na nowego bloga (hetero!) i sądzę, że Wam się spodoba. Ale jeżeli wyrazicie chęć czytania DALSZYCH LOSÓW Lily to zmobilizuje się, aby napisać "drugą księgę" ich miłości. Tyle ode mnie. Gdyby były jakieś pytania to zapraszam na twittera. - @natsdirection

DZIEKUJE! :*


poniedziałek, 23 lipca 2012

Imagine Australia 25/26 ♥

Rozdział 25.

Twoje źrenice wypełniły się po raz kolejny łzami. Czułaś narastające ciśnienie. "Lily?" - zdezorientowany głos Harry'ego dotarł do Twoich uszu. "Lily, o co chodzi?" - chłopak nie odpuszczał. Pokiwałaś tylko głową. "Nie tutaj Skarbie.. jedźmy do jakiegoś hotelu, nie mam sił." - odpowiedziałaś bardzo chaotycznie. Styles natychmiast zamówił taksówkę, wziął Cię na ręce i skierował się w stronę wyjścia. Po drodze spotkaliście jeszcze Jacob'a. Uśmiechał się delikatnie, ale widziałaś, że jego wyraz twarzy ociekał smutkiem. "Żegnaj! Dziękuje!" - krzyknęłaś na odchodne. Takie przelotne znajomości nie są niczym dobrym. A zwłaszcza nie dla kogoś takiego jak Ty. Odsunęłaś od siebie myśli o nowo poznanym chłopaku i zatopiłaś się w ramionach Harry'ego.

Kiedy otworzyłaś oczy twoje ciało okrywała miękka, satynowa pościel. W pomieszczeniu unosił się zapach wanilii i cynamonu. "Harreh" - mruknęłaś cicho, a chłopak w mgnieniu oka znalazł się przy Twoim łóżku. "Tak, skarbie?" - szepnął, po czym pocałował Cię delikatnie w policzek. Takiego go uwielbiałaś. Pełnego ciepła i czułości. Przy nim mogłaś być sobą. I to w tym wszystkim było najwspanialsze. "Długo spałam?" - twój głos przybrał dziwną barwę. Styles podszedł do okna i rozsunął kremowe rolety. Na niebie widniało już setki gwiazd, a księżyc lśnił w otchłani granatu. Z okna posiadaliście najcudowniejszy widok. Widok na wieżę Eiffla. "Przespałaś cały dzień" - oznajmił tak czule, że miałaś teraz ochotę przylgnąć do jego ciała i oddać się niesamowitej rozkoszy. "Harreh.." - powtórzyłaś po chwili, spuszczając wzrok w dół. Loczek usiadł na skraju materaca i złapał twoją dłoń. "Jeżeli nie chcesz to.." - zaczął, ale przerwałaś mu zdanie przysysając się do jego malinowych ust. "Shhh.. nic nie mów." - oświadczyłaś niepewnie odkrywając kawałek kołdry. "Lily, co Ty.." - zdezorientowany głos Hazzy dotarł do twoich uszu. "Shhh.. " - przystawiłaś palec do jego warg. Teraz albo nigdy. Zdecydowałaś. Poprawiłaś poduszkę i usadowiłaś się wygodniej podwijając koszulkę do góry. Płaski brzuch i błyszczący kolczyk w pępku - taki widok ujrzał Harry. Jego mina była bezcenna. Nie mogłaś się powstrzymać, by trochę się z nim podroczyć. Wyglądał na takiego zatroskanego. W dodatku loczki niesamowicie opadały na jego bladą twarz. Pochwyciłaś ponownie jego dłoń i ułożyłaś delikatnie na swojej skórze. "Czujesz?" - szępnęłaś, a w twoich oczach natychmiast pojawiły się łzy. Łzy szczęścia? Łzy smutku? Raczej ich mieszanka. Życie napędza SWÓJ własny plan.

Harry nie wiedział, co ma powiedzieć. Na początku myślał, że żartujesz. "Czujesz? Ono bije dla nas. Jest nasze. " - tymi słowami oznajmiłaś mu najwspanialszą rzecz na świecie. Chłopak wstał i podszedł do okna. Nie spodziewałaś się takiej reakcji. Oparł ręce na parapecie i spojrzał na blaknący księżyc. Dotknęłaś ręką swojego policzka. Był mokry. Mokry od łez. Odrzuciłaś kołdrę siadając na środku łóżka. "Harreeeeh" - wyszeptałaś przeciągle, ale on nadal trwał w stanie sprzed minuty. "Coś nie tak?" - spytałaś ledwo słyszalnie. Chłopak milczał. W twoich oczach malował się wyraz jego twarzy. Pewnie żałował. Przecież przed nim całe życie. Kariera, która była bardzo ważna, no i reputacja. Załamałaś ręce. Zakrywając brzuch zeskoczyłaś z łóżka i zrobiłaś krok w stronę drzwi. Wtedy jego ręka ujęła twoją. Przyciągnął Cię do siebie tak, że wasze ciała dzieliły dosłownie milimetry. Zebrałaś w sobie siłę na te słowa: "Przepraszam, przepraszam, że zniszczyłam Ci karierę i życie.." . W oczach młodego piosenkarza pojawiły się pierwsze słone krople. "O czym Ty mówisz? To najwspanialsza wiadomość jaką kiedykolwiek otrzymałem. Mój świat się właśnie rozrasta. I to dzięki Tobie. Lily, będziemy mieli córeczkę!" - wykrzyczał z radością. "Hazz głuptasie, nic nie wiadomo." - parsknęłaś głośno całując go w policzek. Podwinął Twoją koszulkę i dotknął brzucha. "Cześć maleństwo, tu tatuś.." - jego słowa wywołały rumieńce na twojej twarzy.  Czy to właśnie się działo? Czy właśnie zaszłaś w ciążę z Harrym Stylesem? Z Harrym. Twoim Harry'm. Tym Harry'm od kawy. Tym Harry'm , który poplamił twój ulubiony t-shirt. Dokładnie tym.

Kolejne dni mijały szybko. Zrezygnowaliście z wakacji w Nowym Jorku przedłużając swój pobyt we Francji. Paryż był na prawdę wspaniały. Zwłaszcza nocą. W hotelu spotkaliście kilka fanek. Zdjęcia, autografy - standard. Już nie czułaś się amatorką. Tyle dni u boku Hazzy sprawiło, że byłaś prawie jak profesjonalistka. Właściwie wszystkiego się można nauczyć. Fakt, że nosisz w brzuchu jego dziecko był jak spełnienie marzeń. Zżerała Was ciekawość, co na to media. Na razie o tej wiadomości wiedzieliście tylko Wy dwoje. Harreh chciał zatelefonować do Louis'a. No i do reszty przyjaciół, ale uznałaś, że wypadałoby osobiście im to oświadczyć. Harreh stał się bardzo troskliwy, wręcz nadopiekuńczy. To był dopiero początek ciąży, a on już na nic Ci nie pozwalał. Nie mogłaś nosić ciężkich rzeczy, takich jak na przykład reklamówki z zakupami. Według niego każdy gram miał znaczenie. No ale co tu się spierać z szalonym Harrym Stylesem? Nieodwołalnie go pokochałaś. Ten moment, gdy jego zielone tęczówki wypełniły przestrzeń całego świata. Ba! Stały się twoim całym światem.
_
"Lily, kochanie spóźnimy się!" - usłyszałaś głos chłopaka dobiegający z korytarza. Był gotowy od piętnastu minut i jak nigdy marudził Ci nad uchem. "Już, moment, poprawię tylko makijaż" - syknęłaś wbiegając do łazienki. Chwyciłaś w dłonie eyeliner i pociągnęłaś jedną kreskę na powiece. Wyszła idealnie. Jeszcze drugie oko i będzie wspaniale. Nie lubiłaś za bardzo eksperymentować, ale na ten jeden, wyjątkowy wieczór musiałaś wymyślić coś zaskakującego. Poprawiłaś fryzurę i kilka razy przejechałaś różową pomadką po ustach. "Świetnie" - oznajmiłaś do swojego odbicia. Nagle po pomieszczeniu rozszedł się głośny śmiech. Harry przypatrywał się tobie od dobrych kilku minut. "Musisz?" - szepnęłaś ocierając się o niego. Wsunęłaś na nogi szpilki i opuściliście pokój. Taksówka już czekała. Wyglądaliście wspaniale. Styles w czarnym garniturze idealnie kontrastował z Twoją sukienką. Jej barwę dobrałaś pod kolor oczu Hazzy. Czy to nie jest wariactwo? Seledynowy krawat Harry'ego również dodawał uroku. Chłopak otworzył drzwi od taxi wpuszczając Cię do środka. Zmierzaliście właśnie na bal charytatywny, którego Harry był współorganizatorem. Lubił angażować się w takie przedsięwzięcia. Jak mówił: "świadomość, że może komuś pomóc jest cudowna" . Podzielałaś ten zapał. Gala miała rozpocząć się od przemówienia Harry'ego przez co twój ukochany mocno się stresował. Dodawałaś mu ciągle otuchy gorącymi i pieszczotliwymi słowami.  Wreszcie dojechaliście na miejsce. Budynek w którym impreza miała miejsce otoczony był przez ochroniarzy. Ledwie opuściliście samochód a światła fleszy poraziły twoje słabe oczy. Setki pytań ze strony dziennikarzy, setki zdjęć ze strony fotoreporterów. Istny szał. Dzięki Bogu prędko zniknęliście w holu dając ujście emocjom panującym na zewnątrz. Chwilę później do waszych uszu dotarł pisk Niall'a. Zaraz za nim pojawił się Liam, Louis i Zayn. "Co wy tu robicie?" - szepnęłaś zdziwiona, na co Horan zaśmiał się jeszcze głośnie. "Madame, Twój ukochany nas zaprosił. Niedawno przylecieliśmy" - wyrafinowany głos Zayn'a podreptał przez twój umysł. Malik. Gdyby on wiedział jakie uczucia w tobie wywołuje. "Musimy Wam o czymś powiedzieć" - mruknęłaś tak czule, że źrenice Louis'a rozszerzyły się na tę informację. "A tak..właśnie." - Harreh przytaknął. Przez moment trwała krępująca cisza. Nie wiedziałaś czy zacząć czy poczekać aż twój ukochany przejmie inicjatywę. Styles zbierał myśli.. gdy nagle jeden z managerów poprosił wszystkich na rozmowę. Zostałaś sama, aczkolwiek to dobry moment na zbadanie sytuacji. Weszłaś do sali bankietowej, w której znajdowało się już sporo osób. Jacyś sponsorzy, projektanci, same znane twarze. Stawiałaś delikatne kroki na marmurowych schodkach. Twoje nogi wyglądały idealnie, a twarz połyskiwała w blasku świateł. Czułaś się jak gwiazda. Bez wątpienia nią byłaś. Prywatna gwiazda Harry'ego Styles'a. Mhm, to brzmi słodko. Stanęłaś na przedostatnim schodku, gdy znajomy dźwięk powitał zebranych gości. Gala została uroczyście rozpoczęta. Na początku wszystko było oficjalne, dystyngowane. Jednak po kilku godzinach bal przerodził się w niesamowitą zabawę. Ważniejsze osobistości odjechały do swoich posiadłości. Zaczęła się konkretna impreza. Mimo, że Harry nie zgadzał się na alkohol pozwoliłaś sobie na trochę szaleństwa. "Kochanie, prosiłem.." - zaczął, ale szaleńczo wtargnęłaś mu do ust swoim językiem. Nie opierał się, wręcz przeciwnie. Odwzajemnił pocałunek. Mogłoby się zdawać, że obserwuje Was mnóstwo osób. W końcu nie każda dziewczyna może całować się na środku parkietu z Harry'm. Wasze czułości przerodziły się  bardzo namiętny taniec. Sporo osób odpadło w ciągu kolejnej godziny. Cóż, alkohol nie jest przyjacielem człowieka. Na szczęście Twoja nerka miała się dobrze. Gdy na dworze zaczęło robić się jasno, a Ty poczułaś, że odpływasz Styles zaproponował powrót do domu. "Mieliśmy powiedzieć chłop-aaa-kom.." - ledwie powiedziałaś przez czkawkę. " Kochanie, mamy czas" - odpowiedział trzeźwo Hazz. Nie masz pojęcia jak później znalazłaś się w taksówce, ani jak wsiadłaś do windy. Po prostu zmorzył Cię głęboki sen.

Gdy otworzyłaś oczy zauważyłaś, że ktoś trzyma twoją dłoń. Przetarłaś silnie powieki, ale obraz był zamazany. W pokoju czuć było zapach piżmu i malin. Całkiem jak perfumy... zresztą nie ważne. Nie chciałaś wracać do przeszłości. Ten rozdział musiał zostać zamknięty. Chwilę potem twój wzrok odzyskał ostrość. Zamarłaś. Nie mogłaś uwierzyć, że osoba, którą widzisz jest właśnie obok Ciebie. Nagle do pokoju wszedł Harry. "Jak się czujesz?" - spytał troskliwie pochylając się nad Tobą w celu złożenia pocałunku. "Hazz.. co się dzieje?" - mruknęłaś mu do ucha tak by rozwiać wszelkie wątpliwości, ale on milczał. Dosłownie minutę po tym zniknął zamykając za sobą drzwi. "Mamo, jak to?" - szepnęłaś ze łzami w oczach, do kobiety siedzącej przy Twoim łóżku. To był zapach jej perfum.

Czy miłość posiada jakiekolwiek granice? Jak potoczą się dalsze losy zakochanych? Czy dziecko jest w stanie stanąć na drodze kariery Harry'ego? Czy Lily przetrwa trudne chwile? Dlaczego nagle przy swoim łóżku widzi troskliwe oblicze mamy? I dlaczego Harreh opuścił pokój?

poniedziałek, 2 lipca 2012

Imagine Australia 24/26 ♥

Rozdział 24.

"Przepraszam, czy pani kogoś szuka?" - usłyszałaś głos stewardessy i wyrwawszy się z zamyślenia skinęłaś głową na potwierdzenie. "Może jakoś pomogę?" - dodała po chwili widząc, że nadal nad czymś się zastanawiasz. "Harry.. to znaczy mój chłopak.. to znaczy on.. miał tu być, ale go nie ma, nie wiem co się stało.." -  mówiłaś chaotycznie, tak że kobieta ledwo wyłapywała kluczowe słowa. "Proszę podać imię i nazwisko, zaraz to sprawdzę" - oświadczyła spokojnie, chcąc opanować sytuację. "H-harry Styles"' - wyszeptałaś, a ona w mgnieniu oka zniknęła z twojego pola widzenia.

Przysiadłaś na jednym z wolnych miejsc i przygryzając paznokcie spojrzałaś w okno. "Przepraszam, wolne?" -  zadał pytanie stojący teraz przed tobą chłopak. Jego oczy lśniły, a dłuższe blond włosy dodawały masę uroku. Wzdrygnęłaś się na jego widok. Twoje ciało przeszła ciepła fala. "Mhm, tak" - mruknęłaś, wracając do analizy tego, co się mogło zdarzyć Harry'emu. Czułaś wzrok chłopaka na sobie, na swojej twarzy, ustach, piersiach. Po prostu coś w środku ewidentnie Ci podpowiadało, że nie jesteś mu obojętna. Udawałaś, że nie patrzysz, ale momentami, gdy kierował swoje spojrzenie w inną stronę zerkałaś porozumiewawczo. Był całkiem przystojny, ale nie do tego stopnia, by móc zawrócić Ci w głowie. Kochałaś Stylesa i nie było opcji zamienienia go na innego faceta. To on był wyjątkowy. To on sprawiał, że czułaś się jak prawdziwa księżniczka. To wszystko jego zasługa. Tak.. właśnie. Ale? Ale gdzie on jest? Odbiłaś od myśli dotyczących nieznajomego. "Uhm..jestem Jacob." - do twoich uszu dotarł głos chłopaka. Podałaś mu rękę i przedstawiając się cicho wymusiłaś sztuczny uśmiech. "Wakacje?" - spytał, a Ty tylko mruknęłaś na potwierdzenie. "Też kocham Francję." - oświadczył wbijając źrenice w twoje przerażone tęczówki. "Zaraz.. jaką Francję?" - krzyknęłaś, a nieznajomy skrzywił usta. Nie zdążył Ci odpowiedzieć, bowiem w międzyczasie pojawiła się ta sama kobieta z którą rozmawiałaś przed kilkoma chwilami. " Na liście pasażerów nie ma nikogo o takim nazwisku" - oznajmiła biorąc Cię co najmniej za wariatkę, która sobie coś uroiła. Ale przecież Ty nie uciekłaś z oddziału zamkniętego. "Jak się pani nazywa?" - syknęła widząc twoją zdezorientowaną minę. Podałaś dokładne dane, na co ona zareagowała równie podobnie. "Nie mam pojęcia jakim cudem się pani tu znalazła, żadna Lily Tanson nie widnieje na liście pasażerów" - powiedziała ze strachem w głosie. "To.. chyba jakiś żart? Dokąd leci ten samolot?" - odparłaś, a siedzący obok przystojniak zaśmiał się pod nosem, lecz po chwili zasłonił usta ręką próbując ukryć swoje rozbawienie. Spiorunowałaś go wzrokiem. "Paryż." - ujęła krótko stewardessa, a Tobie serce podeszło do gardła. "Boże, to nie ten lot." - szepnęłaś do samej siebie. "Mówiłem." - parsknął z satysfakcją w głosie Jacob. Nie mialaś ochoty na żarty. Harry właśnie wsiadał do samolotu lecącego do Nowego Yorku a Ty byłaś w drodze do Francji. "Świetnie!" - pomyślałaś. Jednak każdy medal ma dwie strony. Dobrze, że okazało się, że to tylko lekka pomyłka, o ile można to tak nazwać. Już na początku obawiałaś się, że coś się stało. Ale dzięki Bogu najgorsze scenariusze straciły swoją moc. "Przepraszam, muszę zatelefonować." - powiedziałaś bez większych emocji i przedarłaś się na sam koniec pokładu. Toaleta była pusta. Zamknęłaś drzwiczki i wykręciłaś numer do Hazzy. Pierwszy, drugi, trzeci sygnał. Nie odbierał. Przejrzałaś się w lustrze. Przypomniały Ci się te zacne chwile spędzone z Harrym w wc, podczas jednego z lotów. Wybrałaś ponownie numer. Nie trzeba było długo czekać, a jego głos ukoił twoje rozdrażnienie:
 
-"Lily Skarbie, gdzie Ty jesteś?"
 
- "Styles cioto, pomyliłam samoloty!" - powiedziałaś to tak poważnie, że można było usłyszeć stłumiony śmiech ukochanego.
 
-"Bawi Cię to? Ja myślałam, że coś Ci się stało." - dodałaś po chwili. - "Harry? Jesteś tam?"
 
Nagle coś przerwało rozmowę, straciłaś zasięg i połączenie zostało zakończone. Cudownie, prawda? Tylko tego Ci było trzeba. Postanowiłaś, że po wylądowaniu od razu wykonasz ten pieprzony telefon. Wróciłaś na miejsce i ku twojemu zaskoczeniu nieznajomy zniknął. Westchnęłaś cicho zastanawiając się dlaczego to przykuło twoją uwagę. Przynajmniej teraz masz pewność, że Hazza jest bezpieczny i że nic mu nie grozi. Odwróciłaś głowę w stronę szyby i spoglądając w niebo rozmarzyłaś się wspominając ostatnią noc z Harrym. To jaki był subtelny, ale jednocześnie pewny siebie. Totalny idiota, a  jednak przyprawiał Cię o skurcze serca. Brakowało Ci go w tym ułamku sekundy.. Minęła zaledwie godzina od rozstania, a już czułaś niedosyt. Nigdy nie nadejdzie dzień, w którym Ci się znudzi. Nigdy. W tej chwili to było bardzo oczywiste. " To dla Ciebie" - usłyszałaś znajomy już głos. Odwróciłaś się, a poznany chwilę temu chłopak podawał Ci kolorowego drinka. Wyglądał bardzo apetycznie. Postanowiłaś zaryzykować i skosiłaś się. Alkohol to nie zbyt dobry pomysł : jedna nerka i w dodatku po przeszczepie. Yhh. "You only live once" - pomyślałaś, przechylając szklankę. Podróż mijała szybko. Rozmawiałaś z blondynem na różne tematy. Właściwie to nie był w twoim typie. Całkowite przeciwieństwo Hazzy. To dziwne, że ich do siebie porównywałaś. Jednak miał coś w sobie. Coś, co intrygowało i nie pozwalało na przerwanie konwersacji. Poczułaś jak procenty zaczynają działać. Chłopak delikatnie nachylił się nad tobą próbując wykonać coś, czego mogłabyś później szczerze żałować. Spojrzałaś na niego, ale zamiast radości na twojej twarzy pojawił się smutek. Obróciłaś głowę tak, że jego wargi spoczęły na twoim policzku. "Mam kogoś." - automatycznie padło z twoich ust. "Przepraszam" - wyszeptał, a twoją twarz oblał czerwony rumieniec.

W tym samym czasie Hazza znajdował się na pokładzie samolotu, który za kilka minut miał wystartować w podróż do Nowy'ego York'u. Cóż za ironia losu. Po tym jak przerwało wam połączenie próbował jeszcze kilka razy dzwonić, ale ciągle w słuchawce pojawiał się komunikat o braku zasięgu. Zrezygnowany wrócił na miejsce.  Wiedział, że musi zrobić coś, by znaleźć się na lotnisku w Paryżu. Dzieki Bogu lot miał spore opóźnienie ze względu na jakieś problemy techniczne. Prędko złapał kurtkę i bagaż podręczny informując służby lotniska, że rezygnuje. Wysiadł. Wyciągnął z kieszeni telefon i wcisnął numer szybkiego wyboru..

Poczułaś, że zapadasz się pod ziemię. Poznałaś chłopaka zaledwie godzinę temu, a już chciał Cię pocałować. Trochę się pospieszył, aczkolwiek tłumaczyłaś sobie to alkoholem. "Uhg.. przepraszam, źle się czuje" - oświadczyłaś lapiąc się za usta. Wybiegłaś szybko do toalety. "Te drinki to nie był dobry pomysł." - pomyślałaś. Jacob czekał pod drzwiami wc, pytając ciągle czy jakoś może Ci pomóc. Poprosiłaś o szklankę wody i wrociliście na miejsce. Twoja twarz przybrała bladą barwę, a oczy opadały ze zmęczenia. "Mam problem z nerką" - oznajmiłaś, aby trochę uspokoić nowego znajomego. Do końca lotu opiekował się Tobą, opowiadał rózne historie. Właściwie to nie był taki zły. Yhhm, totalnie zatraciłaś się w dyskusji na temat muzyki, gdy pilot wydał komunikat o zbliżającym się lądowaniu. Zapięłaś delikatnie pasy i spojrzałaś w niebo. "Styles, tęsknie" - mruknęłaś cicho, czując buzujący jeszcze we krwi alkohol. "Coś mówiłaś?" - spytał towarzysz podróży. Machnęłaś tylko ręką i wygięłaś usta w delikatnym uśmiechu. W końcu doszlo do lądowania. Przeszło sprawnie i szybko, mimo turbulencji, które powodowały, że miałaś totalną rewolucję w brzuchu. Dobrze, że nie skończyło się to znów pobytem w toalecie. Ludzie zaczęli wysiadać, ale Ty jak zawsze czekałaś do końca. Chłopak pomógł Ci wstać i dojść do wyjścia. Krok po kroku do celu. Czułaś się osłabiona i taka bez życia. Mimo to, ciągle śmiałaś się z byle czego. Takie wahania nastroju nie wróżyły nic dobrego.

Odprawa trwała długo i była bardzo męcząca. Służby lotniska uparły się na totalną kontrolę. Francja to jednak dziwny kraj. Przecież nie wyglądałaś na terrorystę. Tylko na schlaną nastolatkę. Uhm, wszystko jedno. Jacob stale był obok Ciebie, niósł nawet twój bagaż. Dobrze, że go spotkałaś, bo w innym przypadku byłoby ciężko. Opuściliście strefę bezpieczeństwa. "N-nikt na Ciebie nie czeka?" - spytałaś wskazując na drzwi. Pokiwał głową i chyba chciał jeszcze coś dodać, ale do waszych uszu dotarł krzyk: "Lilyyy!". Odwróciłaś głowę i ujrzałaś kogo? Tak, to był Harry. Jakimś cudem stał kilka metrów od Ciebie z torbą na ramieniu. Patrzył takim zaniepokojonym, pełnym politowania wzrokiem. Ale, gdy ujrzał przy Twoim ramieniu nieznajomego blondyna jego oczy natychmiast się zaiskrzyły. Zauważyłaś, że zmierza w waszym kierunku. Chciałaś też podejść bliżej, ale ból brzucha uniemożliwił Ci jakikolwiek ruch. Podparłaś się ściany i śmiejąc się cicho syknęłaś z przerażenia. Hazza natychmiast podbiegł i ujął twoje lekkie ciało pomagając Ci się wyprostować. "Wszystko dobrze?" - spytał ze strachem w głosie. "Yhymm" - odparłaś, a on poczuł woń alkoholu. "Lily, kurwa, piłaś." - usłyszałaś jego ostry ton. Poczułaś jak kręci Ci się w głowie. Nawet nie miałaś siły, aby odpowiadać na pytania, które zadawał. Posadził Cię na fotelu, prosząc abyś poczekała. "Lily spędziła pół podróży w toalecie.. i.." - usłyszałaś jak Jacob tłumaczy się twojemu chłopakowi. "Nie trzeba było jej tego dawać, ona jest chora." - wykrzyczał mu w twarz Styles. Gdybyś mogła wstać to już dawno zakończyłabyś ten spór, ale z drugiej strony zazdrość Harry'ego była słodka. Dawno nikt nie toczył o Ciebie takiej walki. Kochałaś go i nie było możliwości zdrady, ale Hazza to uparty dupek, któremu nie przegadasz. "Daj, ja to wezmę." - parsknął wyszarpując twoją torbę z ramienia blondyna. Miałaś już przerwać tą kłótnie, jednak poczułaś, że znów robi Ci się niedobrze. "Harry..łazienka.." - wyszeptałaś, a chłopak natychmiast wziął Cię na ręce i wbiegł do damskiej toalety nie zważając na przepisy.
 
Minęło kilka minut.
 
"Już lepiej?" - zadał ciche pytanie, opierając głowę o drzwi od kabiny. Mruknęłaś cicho na potwierdzenie, ale wiedział, że wcale tak nie jest. "Lily, tyle razy Ci mówiłem.." - zaczął swój inteligentny wywód, ale przerwałaś mu wychodząc z ciasnego pomieszczenia. Kopnęłaś z całej siły w kafelki. " To nie to Harry, to nie to!" - odpowiedziałaś krzycząc ze łzami w oczach. Chłopak ujął twój podbródek : " Lily, o czym Ty mówisz?". Spojrzałaś w podłogę i wycierając policzki wyszeptałaś: "Skarbie, Ty nic nie rozumiesz.."

Czemu Harry jest taki troskliwy? Czy jego zazdrość ma coś wspólnego z tym co chce powiedzieć mu Lily? Jak zareaguje na tą niespodziewaną wiadomość? Czy dotrą w końcu do Nowego Jorku? Jak Louis radzi sobie z Katy? I to co najważniejsze: o czym panna Tanson chce oznajmić  Harry'emu ? MIŁOŚĆ to nie tylko PYTANIA to też setki ODPOWIEDZI.

środa, 27 czerwca 2012

Imagine Australia 23/26 ♥

Rozdział 23.

"Na prawdę Harry?" - spytałaś prawie płacząc, ale tym razem to nie były łzy smutku. Wzruszyłaś się, bowiem nie oczekiwałaś, że chłopak podejmie kiedykolwiek taką decyzję. Decyzję, która może i była szalona, ale za to jaka szlachetna. Hazza skinął głową nie wypuszczając Cię ze swoich objęć i ponownie wpił się w twoje usta. "Ale Harry.. jeżeli to tylko dlatego, że chciałam, że wtedy w łazience..to.." - przerwałaś pocałunek spoglądając w podłogę. Chłopak palcem wskazującym uniósł twoją głowę w górę. "Lilian, patrz na mnie." - znów użył twojego pełnego imienia. Poczułaś napływające stado motyli w brzuchu.

Skierowałaś wzrok w jego przepełnione miłością źrenice. "Nie robię tego dlatego, że chciałaś odejść. Robię to, bo kocham Ciebie i Katy. Nie wyobrażam sobie bez Was życia. " - oznajmił spokojnie, po czym cmoknął Cię subtelnie w czoło. To było jak wiosenny powiew wiatru, jak słońce po najgorszej burzy. Zrozumiałaś, że wtedy na lotnisku miałaś ogromne szczęście wpadając na tego przystojniaka. Nim się zorientowałaś, w salonie zostaliście sami. Przyjaciele musieli się ewakuować podczas waszej rozmowy. Byliście tak zajęci, że nie zwróciliście uwagi na to, że opuścili dom. "Nie wiem, co mam powiedzieć.." - wyszeptałaś tuląc się do jego torsu. "Lily z Tobą nawet cisza jest jak spełnienie marzeń" - głos Harry'ego przyprawiał Cię o ciary. "Ktoś wie?" - zadałaś pytanie. " Tylko Louie." - rzucił krótko rozszerzając usta w najpiękniejszym uśmiechu na świecie. No tak, to było oczywiste. W końcu są najlepszymi przyjaciółmi. Odwzajemniłaś uśmiech skupiając się na uroczych Hazzowych dołeczkach. Jak mogłaś być tak bezmyślna próbując się zabić?  Dopiero teraz dotarło do Ciebie, że to najgłupsza decyzja jaką mogłaś podjąć. "Jeszcze nie wyjęłaś wszystkiego.." - oświadczył loczek wskazując na kopertę. Ciekawa, co ten słodki idiota mógł tam jeszcze umieścić sięgnęłaś do środka. "Harrrrrry!" - wydałaś jęk zachwytu, a chłopak podniósł Cię o okręcił kila razy. "Zwariowałeś?" - spytałaś z radością wymachując zawartością niespodzianki. "Skąd wiedziałeś?" - nie dałaś mu dojść do głosu. "Katy." - oświadczył krótko przejeżdżając dłonią po Twoim policzku. "Chcę żebyś była szczęśliwa.." - powiedział prawie niesłyszalnie. "Boże Harry z Tobą szczęście znajdę nawet w najmniej urokliwym miejscu, z Tobą wszędzie.." - ułożyłaś każde słowo na swoim miejscu, aby zabrzmiało to idealnie. Hazza rozpiął białą koszulę, którą miał na sobie i spojrzał na Ciebie znacząco. Na twojej twarzy pojawiły się rumieńce. Rzuciłaś na stojący obok stolik dwa bilety do Nowego Jorku i plik dokumentów. Jeden z nich zsunął się na ziemię uwidaczniając napis: AKT ADOPCJI. To o czym marzyłaś od dawna stało się teraz rzeczywistością. Nie musiałaś obawiać się o przyszłość. Przypomniały Ci się słowa staruszki, której pomogłaś z zakupami. "Szczęśliwa rodzinka.." - pomyślałaś, popychając Harry'ego na sofę.


Dawno nie było między Wami kontaktu fizycznego. W pewnym sensie tęskniłaś za jego dotykiem i pieszczotami, ale czułaś też odrobinę lęku. Mimo wszystko nie zastanawiając się dłużej zdjęłaś bluzkę odsłaniając to, czego Harry pożądał od pierwszej chwili, gdy się poznaliście. Chwycił Cię mocno za nadgarstek i skierował się w stronę sypialni. "Tu będzie lepiej.." - powiedział cicho, aby nie psuć nastroju. "Harry,ale ja.." - nie dokończyłaś, bo napalony Styles zamknął ci usta pocałunkiem. Pchnął delikatnie na łóżko i w mgnieniu oka leżał na tobie całując każdy skrawek nagiego ciała. Jego miękkie usta idealnie współgrały z twoją gładką skórą. Potęgował emocje lekkimi muśnięciami, przygryzając gdzieniegdzie tworzył drobne malinki. Jednym ruchem ręki rozpiął twoje spodnie. Poczułaś jak robisz się słaba. Uwielbiałaś kiedy on dominował, był wtedy taki bezwzględny, ale zarazem niesamowicie delikatny. Zsunęłaś dolną część garderoby pozostając w samej bieliźnie. Czarnej, koronkowej bieliźnie. Warto o tym wspomnieć, bowiem twój ukochany takową cenił. Zamruczałaś mu do ucha, na co zerwał się i zrzucił swoje ubranie na podłogę. Przejechałaś ręką po jego idealnie wyrzeźbionym torsie. Zapiekły Cię policzki. Podniecenie między waszymi ciałami wzrastało z każdym ruchem. Gra wstępna, której byliście właśnie uczestnikami przeradzała się w coś więcej, w bliższe starcie. Teraz Ty objęłaś władzę. Usiadłaś na Styles'ie okrakiem i  wsuwałaś język w jego rozchylone usta. Co jakiś czas przerywaliście zachłanne pocałunki. Harry oblizywał usta,  pokazując tym samym jak bardzo mu smakujesz. Spojrzałaś na niego. Najcudowniejszy chłopak na świecie, Ty i łóżko. Czego chcieć więcej? Zwykle nie byłaś taka przedmiotowa, jednak w chwili, gdy podniecał Cię nawet jego głos byłaś w stanie zrobić wszystko. Nikt, nigdy nie wywoływał u Ciebie takich emocji, ale to może dlatego, że Hazza jest pierwszym chłopakiem, z którym tak wiele przeżyłaś, pierwszym chłopakiem, któremu oddałaś się w pełni, pierwszym chłopakiem, którego na prawdę pokochałaś, na przekór wszystkim i wszystkiemu. Jak kot, który podąża własną ścieżką. A właśnie, twój kot w tym momencie obrócił Cię plecami do siebie i próbował rozpiąć ząbkami zalegający na twoim biuście stanik. Po kilku próbach zakończyło się to sukcesem, a Styles mógł cieszyć się niesamowitym widokiem. Twoje piersi, całkiem sporych rozmiarów poczuły jego dotyk. Przeszła Cię kolejna fala rozkoszy. czy to normalne, że wystarczył lekki kontakt cielesny, a już czułaś się jak w raju? Harry potrafił sprawić, że na prawdę w nim byłaś. Nie bez powodu tabloidy określały go Bogiem Sexu. Jednak tylko Ty mogłaś to tak doskonale sprawdzić. "Styles sypia co tydzień z inną" - przypomniałaś sobie nagłówek jednego z magazynów. "Nie, Styles sypia codziennie ze mną" - dodałaś w myślach. Prawdziwa historia. Nic dodać, nic ująć. Jakimś cudem z powrotem siedziałaś na nim, czując lekkie wybrzuszenie w bokserkach chłopaka. Jego kolega powoli budził się do życia. Te wszystkie spazmy rozkoszy jakie przeżyłaś z Hazzą były nie do opisania. Każdy stosunek był niewiarygodnie przyjemny, ale inny od poprzedniego. " Nic nie zdarza się dwa razy. Nie ma dwóch podobnych nocy.." Twoja ulubiona poetka idealnie to opisała. Jednak wróćmy do sypialni. Loczek podparł się na łokciach, zamknął oczy i nastawił dziubek, jego ciało ewidentnie mówiło jedno: chcę Cię tu i teraz! Może to nieco drastyczne i może brzmi jak ostry film dla dorosłych, ale.. ale tu uczucia grały pierwszoplanową rolę. Nie robiłabyś tego z kimś kogo nie kochasz. Ta zasada była prosta. Cmoknęłaś Hazzę w usta, ale on przyciągnął Cię do siebie i włożył swój język głęboko. Czułaś jak dotyka twojego podniebienia. Miałaś ochotę krzyczeć, ale pocałunki uniemożliwiały to. Znalazłaś się znów na dole. Harreh niepostrzeżenie zsunął z Ciebie dolną część bielizny. Uśmiechnął się na ten widok i na myśl o dalszym rozwoju akcji. Sam pozostał na razie w bokserkach. Sądziłaś, że do zbliżenia dojdzie właśnie tu. Na tej idealnie białej pościeli, w idealnie wystrojonym pokoju, ale nie. Ukochany zawiązał Ci oczy jakaś ciemną chustką i wziął na ręce zmierzając do .. ? No właśnie. Dokąd? Minęła zaledwie minuta, a usłyszałaś dźwięk kropel uderzających o dno wanny. Ściągnęłaś opaskę z oczu i zamarłaś. Łazienka była doskonale wyszykowana na ten moment. W każdym jej kącie i obok luster lśniły zapachowe świeczki. Klimat niesamowity. Zapach, który unosił się w pomieszczeniu przyprawiał o skurcze w dolnej części brzucha. Ponadto na ogromnym pluszowym serduszku, które ustawione zostało obok wanny widniał napis : 'forever and ever'. Harry na prawdę się postarał, aby ten wieczór był wyjątkowy. W dodatku Louie zabrał na noc Katy, abyście mogli ze sobą spędzić czas. "Kocham Cię.." - wyszeptałaś, gdy postawił Cię na podłogę. Twoja ręka powędrowała w kierunku jego szyi, a usta poczuły najsłodszy jak dotąd pocałunek na świecie. "Wanna, czy prysznic?" - spytał rozpromieniony Styles. Pokazałaś mu na palcach liczbę dwa. Momentalnie rozsunął ogromną kabinę prysznicową, pociągnął Cię za rękę i odkręcił kurek. Strumienie ciepłej wody oblewały wasze nagie już ciała, Harry przyparł Cię do chłodnej ściany zjeżdżając rękoma na twoje pośladki. Ściskał je i ugniatał na wszelkie sposoby. "Haraaarrreeehhh" - jęknęłaś przeciągle, a on odebrał to jako zachętę do dalszych kroków. Zmniejszył siłę prysznica i zbliżył swoje ciało do twojego tak, że poczułaś jak jego członek ociera się o twoje uda. On chyba tez to poczuł, bo natychmiast urósł w mocy. Tym razem przyssał się do twoich sutków i delikatnie je przygryzając tarmosił na wszystkie strony sprawiając Ci nieco bólu, ale więcej rozkoszy. Zwijałaś się już jak kotka. Hazz był dobrym obserwatorem. Złapał Cię w talii jedną ręką, po czym drugą wymierzył w twoje pośladki trzy mocne klapsy. Zajęczałaś. Powodował, że pragnęłaś go co raz bardziej. Nie chcąc być dłuższa pochwyciłaś w dłonie jego kolegę i patrząc mu w oczy, co było nieco żenujące, (ale tylko na początku) jeździłaś w górę i w dół. Na twarzy tego pokręconego kolesia z najśliczniejszymi oczami na kuli ziemskiej pojawiła się błoga rozkosz. Błoga rozkosz, której autorką byłaś ty sama. Miałaś wrażenie, że za chwilę dojdzie, że długo nie wytrzyma. Jednak to tylko pozory. Chłopak miał wystarczająco dużo sił na dalszą zabawę. Już co raz szybciej poruszałaś rękoma. Gdyby jakaś osoba trzecia usłyszała dźwięki dochodzące z kabiny mogła by się trochę przerazić. Ale dzięki Bogu byliście w apartamentowcu sami. Sami, ze swoimi pragnieniami, które dojrzały na tyle, aby móc je spełnić. Klęknęłaś przed Harrym. Tego chłopak się nie spodziewał. Kiedy poczuł, że jego członek wypełnia twoje usta musiał podtrzymać się kabiny. "Lily, Ty.." - wyszeptał jękiem. "Shhh Harrehh.." - odpowiedziałaś przystawiając palec do swoich ust. Jego kolega był sporych rozmiarów i ledwo mieścił się w twojej buzi. Ssałaś go i przygryzałaś na wszelkie sposoby, powodując tym samy, że w oczach chłopaka rosło pożądanie. Styles sam pochwycił twoją głowę i nadawał rytm twoim ruchom. Stymulowałaś go idealnie. Przynajmniej takie miałaś wrażenie. Harry zdawał się być zadowolony. I Ty również czułaś satysfakcję. Nie chciałaś, aby kończył w ten sposób, więc przerwaliście. Chłopak pomógł Ci się podnieść i w rewanżu wsunął w Ciebie dwa palce. Od razu dwa, jakby nie mógł być bardziej delikatny. Ale wszystko tłumaczyło to napalenie i chęć bycia bliżej, bliżej.. Poczułaś jak zaczyna nimi poruszać doprowadzając Cię tym samym do szału. Wiłaś się na wszystkie strony prosząc, aby już przestał, ale on nie miał takiego zamiaru, całował Cię zachłannie i nie pozwalał, aby się wyswobodziła z jego uścisku. "Harreh, dosyć.." - krzyknęłaś, a on dołożył trzeci palec. Czułaś, że nie wiele Ci brakuje. Sprawiał Ci rozkosz, jednak coś blokowało Cię od środka. Kiedy skończył nie pozwalając Ci dojść zostawił niedosyt. Uśmiechnął się cwaniacko denerwując Cię totalnie.  Jednak ta złość szybko minęła, bowiem poczułaś jego oddech na swoim karku. Stałaś teraz oparta przodem o szkło kabiny, Harry zaszedł Cię od tyłu. Całował delikatnie ramiona, plecy.. wszystkie kręgi.. mówiąc jak bardzo Cię kocha. Niespodziewanie poczułaś jak w Ciebie wszedł. Lekki ból po chwili został zastąpiony spazmami ukojenia. Wbijał się w Ciebie delikatnie. Z każdą chwilą nadawał co raz szybsze tempo. Krzyczałaś na cały dom. Dawno nie mieliście tak dobrego stosunku. Opadałaś już z sił, ale chłopak nie przestawał Cię pieprzyć. Były momenty, gdy wychodził z Ciebie i drażnił przedłużając odpoczynek. "Harrrrrrreeeeehh" - mruczałaś, aby kontynuował. Oboje poczuliście przypływające spełnienie. Jak zawsze udało Wam się dojść w tym samym momencie. Poczułaś jak w twoim wnętrzu rozlewa się ciepło. "Dziękuje." - wyszeptał cmokając się delikatnie w usta. Po tej ostrej zabawie wzięliście wspólny prysznic, zgasiłaś świeczki, a Hazz zaniósł Cię do sypialni. Zasnęliście w swoich objęciach, spokojni o dziś, spokojni o jutro.

RANO.

Poczułaś jak ktoś po tobie skacze. Nie wyspana po całonocnej zabawie z Harrym miałaś ochotę ochrzanić tego kto zdecydował się przerwać twój odpoczynek, ale kiedy ujrzałaś nad sobą te słodkie oczka minęła Ci cała złość. Dziewczynka objęła Cię swoimi małymi rączkami całując policzki. "Harry mówił, że mogę Cię obudzić." - wytłumaczyła się widząc twój wzrok. " W porządku Katy, wskakuj" - odpowiedziałaś spokojnie odchylając kołdrę. Dziecko wtuliło się w siebie i momentalnie zasnęło. Ty sama poczułaś, że odpływasz.

"Liiiiiiiiiiiiiilyyyyyyyyyy! Kaaaaaaaaaatyyyyy ! " - obudził Was głośny krzyk Hazzy. Przetarłaś oczy na widok chłopaka trzymającego walizki. "Jeszcze trzeba Katherine odwieźć" - powiedział, ale nie zrozumiałaś o czym mówi. "Ale..?" - padło z twoich ust. "Lilian, NOWY YORK" - oświadczył błagalnym tonem. Poczułaś, że robisz się mała. Zupełnie o tym zapomniałaś przez to, co zdarzyło się w nocy. "To to..to już dziś?" - wydukałaś, a Harry na potwierdzenie skinął głową. "Louie zajmie się małą, walizki spakowane" - oznajmił Styles, a ty przeciągnęłaś się i pocałowałaś go na powitanie: "Jesteś moim Bogiem Styles". Chłopak zaśmiał się i poprosił, abyś się pospieszyła, bo nie wiele czasu zostało do odprawy. Obudziłaś siostrę oświadczając jej krótko, że na kilka dni zostanie u wujka Lou. Na tę wiadomość zareagowała radośnie, co bardzo Cię ucieszyło. Gdy byliście gotowi, a Tomlinson odebrał małą wyruszyliście na lotnisko. Staliście przed budynkiem. "Lecimy?" - powiedział Harry podając Ci dłoń. Złapałaś jego rękę mówiąc: "Z Tobą zawsze!" i weszliście do środka. Panowało tam spore zamieszanie, wywołane przez jakieś sportowe rozgrywki europejskie. Tłok jak nigdy. Na szczęście formalności minęły szybko i pozostało tylko czekać na samolot. Gdy z głośników rozszedł się dźwięk o rozpoczęciu ostatniej z odprawy poczułaś, że musisz udać się jeszcze do toalety. "Zajmij miejsca, zaraz wrócę" - powiedziałaś,całując go słodko w usta. Prędko odnalazłaś wc, jednak kolejka byla niesamowicie długa. Minęło sporo czasu nim udało Ci się dostać do kabiny. Wróciłaś na strefę bezcłową poszukując wzrokiem Harry'ego. "Musiał już wsiąść" - pomyślałaś i stanęłaś na końcu kolejki. Zdążyłaś w ostatniej chwili, bo bramki właśnie miały zostać zamknięte. Długim korytarzem wbiegłaś na pokład. Stewardessa poprosiła, abyś zajęła jakiekolwiek miejsce na tę chwilę, bo są male problemy techniczne. Usiadłaś na pierwszym fotelu z rzędu nie mogąc doczekać się, gdy znajdziesz Hazzę. Minęło dziesięć minut, a samolot wyruszył. Gdy w końcu mogłaś odpiąć pasy przemierzyłaś cały pokład w poszukiwaniu chłopaka. I co ? Nigdzie go nie było. Sprawdziłaś toalety, a nawet wbrew przepisom udałaś się do pilotów. Pustka. "Harry, gdzie jesteś?" - pomyślałaś.


Dlaczego Harry zdecydował się na adopcję? Czy rzeczywiście jego argumenty są prawdziwe? On i Lily + mała Katy - czy ma to przyszłość? Jak bardzo silna jest ich miłość? Czemu Hazza tak nagle zniknął? I gdzie się podziewa? Czy Lilian uda się odnaleźć ukochanego? MIŁOŚĆ poznaje się po tym, że nic nie może jej zawieść.
***
Mam dla Was kilka informacji.
  • Chciałam zaprosić Was na mojego nowego bloga, który rusza niebawem.
    link możecie znaleźć pod nagłówkiem bloga, tutaj opis:

    "Three silent words like a return to the past.."  - Jest to najnowsze opowiadanie mojego autorstwa. "Trzy ciche słowa to jak powrót do przeszłości.." ukaże Wam ciemną tęczę w labiryncie wyobraźni. Intrygujące spojrzenie, intrygujący uśmiech, intrygująca cisza. 10 liter to dopiero pierwszy krok do odkrycia prawdy. Czy główni bohaterowie zdołają unieść jej ciężar? Przesycona miłością, strachem i bólem opowieść o tym, że nie łatwo zapomnieć o przeszłości.
    •  Chciałam też polecić bloga, jednej ze wspaniałych Directioner :) jeśli macie ochotę to wpadajcie. KLIK. Tu możecie przeczytać zachętę:
"Księżyc, który dzisiejszej nocy lśnił w pełni okazałości na szaro-niebieskim niebie, odbił się w nożu przytkniętym do mojej szyi. Serce z każdą sekundą uderzało coraz szybciej i mocniej. Wciągnęłam cicho powietrze i delikatnie odrzuciłam kruczoczarne włosy.  Barczysty, łysy mężczyzna, wyglądający na około czterdzieści lat, lewą ręką utrzymywał dłonie za moimi plecami, natomiast w jego prawej ręce, znajdowało się narzędzie, którym w ciągu jednej sekundy mógł odebrać mi życie.
[...].
 - No, no, no Harry. Ładną sobie panienkę wyrwałeś - cichy, gardłowy głos dochodzący z bliskich okolic mojego ucha sprawił, że omal nie krzyknęłam. Zdecydowanie szczuplejszy, jednak równie przerażający mężczyzna powoli odsunął się ode mnie i przesunął palcem po mojej talii, co sprawiło, że przeszedł mnie zimny dreszcz.  Gwałtownie otworzyłam oczy. Skórzana kurtka i ciemnobrązowe loki kontrastowały z jasnością ulicy, znajdującą się za jego plecami. W zielonych tęczówkach malowało się przerażenie.
 - Puść dziewczynę, jej to nie dotyczy - powiedział, z zaskakującą pewnością w głosie. - Mam pieniądze - dodał, po chwili namysłu.."
  • I jeszcze jedno: założyłam bloga głównego, do którego link również znajdziecie na górze bloga. Potrzebowałam takiego porządku. Myślałam o tym, aby przenieść wszystko na tumblr, jednak zaczynałam z blogspotem i te wszystkie miłe słowa to część mojej historii, więc nie mogę tego usunąć.

    DZIEKUJE ! :)

    ps. to chyba wszystko, ale bardzo mozliwe, ze o czymś zapomnialam.
    ps. 2 juz chyba wiem -> ostatnio robilam twitcama. planuje w tym tyg kolejny, wiec mozecie zerkac na GB (głowny blog) pojawi sie tam informacja kiedy, co i jak. no to do kolejnego! :) tym razem pojawi się coś na Larry'm, a pozniej na nowym blogu 'Three silent words'
    BYE!:*